blog rowerowy

avatar piotrekswidnica
Świdnica

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(15)

Moje rowery

b'Twin Sport 1 Andy 1952 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy piotrekswidnica.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Przełęcz Karkonoska!

Sobota, 9 lipca 2011 | dodano: 12.12.2011Kategoria Długodystansowy, Rekreacyjny
Za namową kilku osób, ale przede wszystkim kolegi (pioter50) zdecydowałem się w końcu sporządzić relację z mojej lipcowej wyprawy, a raczej wyzwania polegającego na pokonaniu Przełęczy Karkonoskiej najtrudniejszej szosowej przełęczy w Polsce. Wstałem o 5:00 rano, już wtedy dopisywała wspaniała pogoda, więc z radosnym "bananem na twarzy" poszedłem przygotowywać się w trasę. Wjechać na przełęcz o nachyleniach przekraczających 30% potrafią tylko nieliczni zapaleni cykliści, więc traktowałem tę wyprawę jako wielkie wyzwanie. Miałem świadomość, że w końcu nastał ten dzień, w którym okaże się, czy dwa sezony solidnych treningów na coś się zdały.
W trasę ruszyłem ok 6:00, jeszcze w Świdnicy jakiś menel, przechodziwszy przez jezdnię, wleciałby mi prosto pod koła... no ale nie przejmując się zbytnio tym incydentem, pojechałem przez Świebodzice, skąd wiejskimi, bardzo pagórkowatymi drogami, ale o jakże wybornym asfalcie...:

...o jakże wybornym krajobrazie...:


...dojechałem do Kamiennej Góry. Pogoda wprost idealna na rower, letni wiatr lekko powiewał a niebo było idealnie bezchmurne.
I tutaj, na ten etap podróży pozwolę sobie zacytować wierszyk mojej kochanej mentorki, napisanego z jej inicjatywy :) !:

"Wstał o świcie
by zmienić swe życie
jeszcze zanim wyjechał ze Świdnicy
zabiłby człowieka na swojej ulicy
za Świebodzicami po dróżkach wiejskich
cieszył się z warunków sielskich:
pogoda piękna, niebo bez jednej chmury
i tak dojechał do Kamiennej Góry!"


Jechało mi się tak dobrze, że bez żadnego dłuższego postoju dotarłem aż do Przełęczy Kowarskiej, gdzie przygoda się dopiero zaczynała.

Spotkałem tutaj dwóch kolarzy, którzy również odpoczywali. Z wrodzonej ciekawości i kolarskiego zwyczaju, spytałem ich skąd są i dokąd się wybierają. Otóż ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że również są ze Świdnicy i tak jak ja, jadą w Karkonosze. Cieszyłem się, że chociaż ta kilkanaście kilometrów z mojej 235-kilometrowej zaplanowanej na ten dzień trasy będę miał zaszczyt spędzić w towarzystwie, jak później się okazało - doborowym! Jakby jeszcze wszystkiego było mało, jednym z kolarzy okazał się mój znajomy z bikestats.pl, który to w przeciwieństwie do mojej osoby - rozpoznał mnie!
I tutaj również pozwolę sobie przytoczyć wiersz mej artystki :) :

"Jechał bez dłuższych STOP-ów
aż w Przełęczy Kowarskiej spotkał dwóch chłopów
także kolarzy, więc jak to z ludźmi po fachu bywa
droga o wiele szybciej ubywa!"


Jadąc dalej, już w trzyosobowym peletonie, po dynamicznym i krętym zjeździe z Przełęczy Kowarskiej, rozpostarły się przed nami wspaniałe widoki na Karkonosze, oraz ich najwyższy szczyt - Śnieżkę!

Jako, że zaznajomieni już kolarze jechali tego dnia do Harrachova, pełni optymistycznych emocji na dalsze dziesiątki kilometrów, rozstaliśmy się w Podgórzynie, skąd dla mnie rozpoczynał się już wjazd na słynną przełęcz. Kolarz Piotr przedtem dodatkowo zmotywował mnie słowami "wszyscy moi znajomi muszą tam podjeżdżać!".
No i teraz jedziemy wierszem :) :

Jedzie się miło, więc czas szybko płynie
rozstać się musieli w Pogórzynie
a tam zaczął Piotrek rowerową wspinaczkę
zapewne przypominało to syzyfową tułaczkę
ale on jak zwykle - aż nadto zawzięty
pokonywał kolejne dziury i zakręty



Nachylenie drogi stopniowo rosło, jadąc przez Przesiekę, 'wspinałem się' już po stromych i krętych serpentynach.

Aż w końcu 'normalna', publiczna droga zmieniła się w stary, spękany asfalt o zakazie ruchu.

Czułem, że nastał punkt kulminacyjny mojej wyprawy. Musiałem sprostać podjętemu wyzwaniu, nie mogłem się poddać. Początkowo wjeżdżałem z prędkością rzędu 12-13 km/h, co i tak było w miarę dobrym wynikiem. Po drodze mijałem grupki turystów, wiernie mnie dopingujących, którzy dodatkowo mnie motywowali. :)

”mijał turystów, i turystki pięknie opalone
dodatkowa motywacja by palic oponę!
więc przyspieszał ile w nogach siły
aż te wokoło brawa mu biły”


Dojechawszy do rozwidlenia dróg, nie byłem pewien w którym kierunku jechać. Początkowo odrzuciłem drogię kierującą na wprost, ponieważ stwierdziłem, że aż tak astronomicznie stromy ten wjazd być nie może. Jednak kiedy pozostałe dwa podjazdy zawiodły, uświadomiłem sobie, że moja pierwsza teza okazała się błędna. Droga była wyjątkowo stroma. Gybym nie miał możliwości przytrzymania się szlabanu, pod którym musiałem przejść, by wystartować, chcąc ruszyć, chyba upadłbym z całym rowerem na plecy i sturlał się po drodze...

"po tym dopingu, czując się jak młody Bóg
stanął na rozwidleniu dróg
mimo swego zwątpienia
uznał ze nie ma nic do stracenia
rozpoczął najtrudniejszy odcinek swej trasy
by stać się człowiekiem kolarskiej rasy"


Sam podjazd, patrząc na ponieższe zdjęcie wygląda w miarę sympatycznie, jednak to tylko pozory!

Szczególnie stroma była już końcówka podjazdu, na której spotkałem kilkuosobową grupę z Niemiec, która musiała się zatrzymać, bo nie była w stanie nawet już iść. Mimo to, wsparli mnie dopingiem, dzięki któremu z dziką satysfakcją bez sekundy przerwy w jeździe wdarłem się na szczyt Przełęczy Karkonoskiej! Uczucie dumy, które towarzyszyło mi w tamtym momencie było wręcz nie do opisania - czułem przynależność do grupy kolarzy, którym żadna góra niestraszna!
Wierszykiem :) :

"po drodze spotkał jeszcze niemiecka rodzinę
'teraz im pokażę co potrafię! albo zginę...'
rozpędził się do możliwości granic
prawa fizyki mając za nic
Karkonoską zdobył Przełęcz
więc, drogi kolarzu, trenuj i nie jęcz!"



Oprócz samej satysfakcji, znakomitą nagrodą za wysiłek były dla mnie niewątpliwie cudowne widoki.

Wjechałem aż pod polskie schronisko "Odrodzenie", więc znalazłem się na wysokości 1236m, co było moim dotychczasowym rekordem. Po chwili odpoczynku na regenerację i uzupełnienie płynów, ruszyłem dalej, już piękną, krętą, czeską szosą prosto do Spindlerowego Młynu.


Załapałem się i na jeden, niestety jedyny autoportret z całej wyprawy :D

Po zjeździe, rozejrzałem się chwilkę po tym jakże pięknym turystycznym miasteczku:


Akurat trwał jakiś festyn, i po 30 minutach spędzonych wśród tłumu mogłem śmiało stwierdzić, że Czesi to potrafią się dobrze bawić! No ale... koniec tego dobrego - 100 km, w tym najtrudniejszą przełęcz mam już za pasem, czas teraz wrócić do swojego poczciwego miasta zakładaną wcześniej, ciekawszą trasą przez Czechy. Przy wylocie ze Szpindlerowego Młyna ujrzałem jezioro jak z bajki. Bez wątpienia, gdybym mieszkał w sąsiedztwie takiego cudu natury, spędzałbym tu czas ze znajomymi, ale w tamtej chwili nie pozostawało mi nic innego jak cyknąć fotkę i ruszać dalej.

Po drodze zatrzymałem się przy górskim strumyku, by uzupełnić zapas wody w bidonie:

Droga szeroka, z dobrym poboczem i ciąąąąągle z górki! Także pomimo dużego ruchu jechało mi się bardzo przyjemnie:

W miasteczku Vrchlabi trwały akurat jakieś zawody MTB i pokazy lotnicze:

Zmierzając do Trutnova, rozpościerał się przede mną ładny widok na Cerną Horę:

Dotarłem do Trutnova:

Zwiedziłem rynek i część tego pięknego miasta, po czym kontynuowałem moją dalszą podróż. Granicę państwa przekroczyłem w Kralovcu, tam też zaopatrzyłem się w wodę, której od dłuższego czasu już bardzo mi brakowało (nie miałem czeskich koron by kupić ją w Czechach) i żywność. Mimo, że miałem przed sobą jeszcze wyczerpujący podjazd do pokonania w drodze powrotnej, sił i dobrego nastroju mi nie brakowało. "Wspinaczce" pod Chełmsko Śląskie towarzyszyły oczywiście ciekawe krajobrazy:

Mimo wszystko, wjazd poszedł w miarę gładko i kontynuowałem swoją podróż dalej przez Mieroszów, Głuszycę, zajrzałem sobie jeszcze nad Jezioro Bystrzyckie, po czym już trochę zmęczony, ale jakże pełen satysfakcji udałem się do upragnionego domu w Świdnicy!
Wyprawę uważam za bardzo udaną, pozytywnie zaliczyłem jedno z najważniejszych wyzwań w życiu przeciętnego kolarza, przy tym zwiedzając kolejny skrawek świata… Końcowy dystans wyniósł 235 km, nieco więcej niż wskazuje mapka, lecz wiadomo, nieraz zdarza się pobłądzić, czy w celach turystycznych chwilowo zboczyć ze sztywno wyznaczonej trasy. Miłym akcentem było dla mnie spotkanie dwóch kolarzy ze Świdnicy, do tego pogoda sprawiła mi miłą niespodziankę a kondycja nie zawiodła. Po powrocie nogi miałem jak z waty, lecz wbrew temu, co myślałem – nie było koszmaru następnego dnia, tylko zakwasy w prawej łydce trzymały mnie przez niemal cały tydzień. Wycieczki tego typu polecam każdemu – świetna opcja, kiedy ma się do dyspozycji cały, piękny słoneczny, letni dzień!
Rower:b'Twin Sport 1 Andy Dane wycieczki: 235.00 km (0.00 km teren), czas: 09:30 h, avg:24.74 km/h, prędkość maks: 72.00 km/h
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(10)

K o m e n t a r z e
Szczęśliwego Nowego Roku!
pioter50
- 17:57 sobota, 31 grudnia 2011 | linkuj
Ładnie ładnie Piotruś ale kiedy wyjdziemy Grabarz - 18:39 środa, 14 grudnia 2011 | linkuj
Byłeś na Passo dello Stelvio i nic o tym nie napisałeś.Szkoda.Może jednak chociaż krótko byś coś napisał i jakąś fotkę zamieścił?Pozdrawiam
pioter50
- 03:51 środa, 14 grudnia 2011 | linkuj
Dzięki za sugestię, bardzo ciekawa opcja, ta góra Pradziad, będę poważnie myślał nad jej zdobyciem :) A co do wysokości, to jej rekord ustaliłem finalnie jeszcze w lipcu wjazdem na przełęcz Passo dello Stelvio (2750m). :)
piotrekswidnica
- 19:55 wtorek, 13 grudnia 2011 | linkuj
Gratuluję realizacji bardzo fajnej ale i wymagającej trasy, oraz oryginalnego pomysłu na opis.Wierszykami się ubawiłem.Fajne są.
Piotrek, Przełęcz Karkonoska jest najtrudniejszym ale tylko jednym z wielu podjazdów, jakie tego dnia musiałeś pokonać.
Łączna ilość przewyższeń na całej tej trasie, przeze mnie zmierzona, wynosi 2676m.To nie jest mało.Fajnie było tego dnia spotkać się na Kowarskiej i pokręcić razem tych "kilka" kilometrów.Na przyszły rok polecam zdobycie czeskiej góry Pradziad, której wysokość to 1491mnpm, jeśli ją zdobędziesz, pobijesz kolejny swój rekord wysokości .Cały podjazd jest asfaltowy, więc kolarką dasz radę.Szykuj więc formę.Pozdrawiam.
pioter50
- 18:58 wtorek, 13 grudnia 2011 | linkuj
Pełen szacunek dla mistrza za pokonanie takiej trasy!! Można powiedzieć że tekst działa jak wielki motywator ;) Kłosiu - 21:33 poniedziałek, 12 grudnia 2011 | linkuj
Poprawione, dzięki za komentarze ! :)
piotrekswidnica
- 21:22 poniedziałek, 12 grudnia 2011 | linkuj
konkretna wycieczka ;)
a skoro lipcowa to dobrze byłoby poprawić datę.
Pozdr.
kkkrajek18-remov
- 21:19 poniedziałek, 12 grudnia 2011 | linkuj
przecinki! powtorzenia! - ale nie ma tragedii :D wiersz w sumie też średni, ale jak sie nie ma co się lubi...
no, ale przecież zupełnie nie o to tutaj chodzi. :)
rołziii - 21:06 poniedziałek, 12 grudnia 2011 | linkuj
Hehe, fajnie opis - niczym z dalekiej wyprawy w nieznane ;)
vanhelsing
- 21:00 poniedziałek, 12 grudnia 2011 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa enera
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]